Tematem pierwszego dnia dorocznego kongresu Polskiej Izby Ubezpieczeń była „luka ubezpieczeniowa”. Różnica między tym, co należałoby ubezpieczyć, a co jest faktycznie ubezpieczane rośnie, a światełko w tunelu dla naszej branży mruga słabo i niewyraźnie.
Ubezpieczyciele zmagają się z nieustannie wprowadzanymi nowymi przepisami z jednej strony, a z niskimi stopami zwrotu z drugiej. W takich warunkach brakuje zasobów na innowacje i naprawdę świeże pomysły. Ten marazm dał się odczuć podczas kongresowych paneli dotyczących ubezpieczeń zdrowotnych oraz ubezpieczeń życiowych i emerytalnych. Na oba tematy dyskutuje się od lat, pokazując na slajdach ponure prognozy demograficzne i inne cyfry, padają również te same od lat argumenty.
Da się wyczuć zadyszkę regulacyjną z jednej strony, a z drugiej mozolne negocjacje z politycznymi decydentami o odrobinę większy kawałek tortu emerytalnego czy zdrowotnego. Jednak żeby przekonać młodsze pokolenia do ubezpieczeń, potrzeba zmiany języka i sposobu myślenia, co dla zbiurokratyzowanej i konserwatywnej branży ubezpieczeniowej stanowi co najmniej tak samo duże wyzwanie, jak coraz to nowe regulacje. Transformacja w stronę gospodarki cyfrowej i nowego myślenia już się rozpoczęła, ale daleko jej jeszcze do ostatecznego triumfu. Niektórzy gracze chcieliby prowadzić biznes tak samo jak w latach dziewięćdziesiątych czy dwutysięcznych, nakładając co najwyżej dość powierzchowny „makijaż” pozornych innowacji. Jeszcze dalej w tym procesie są systemy publiczne. Pozostaje pytanie, kto zostanie uberem luki ubezpieczeniowej. Być może „lukę ubezpieczeniową” trzeba będzie nie zasypać, ale przeskoczyć lub obejść.
Aleksandra E. Wysocka